Lubanianka wynajęła im mieszkanie ponad dwa lata temu. Spisała stosowną umowę, uznając, że to zabezpieczy ją przed ewentualną nieuczciwością. Na początku płacili solidnie, po jakimś czasie mniej solidnie, a w końcu przestali zupełnie. Zadłużenie narosło do dwudziestu tysięcy. Właścicielka prosiła, groziła i wszystko na nic. Nie płacili, dewastowali mieszkanie i nie chcieli się wyprowadzić. Doszło do tego, że nawet żądali od właścicielki zwrotu części pieniędzy, które wcześniej jej wpłacili, bo ich zdaniem w lokalu, kiedy oni tam mieszkali, nic nie było reperowane i remontowane. A np. piec się zepsuł. Z kolei pani Anna mówi, że wynajęła im mieszkanie świeżo po remoncie, a w tej chwili w doprowadzenie lokalu do normalnego stanu musi włożyć około 50 tysięcy, tak było zdewastowane. Małżeństwo uznało pewnie, że ze względu na gromadkę dzieci mogą czuć się bezkarni. Bo co im kto zrobi… W końcu właścicielka, widząc, że rozmowy nie przynoszą efektu, wypowiedziała im umowę najmu. Ale to dla nich nie oznaczało niczego, bo wyprowadzać się ani myśleli. Byli u burmistrza z awanturą na cały urząd, żądając mieszkania już teraz, bo przecież mają dzieci i im się należy.
Więcej w numerze.